Gole wszech czasów - Jarosław Kaczmarek

O tym, że w naszym domu panuje piłkarska pasja - zapewne już wiecie. Wszak niejednokrotnie opisywałam Wam biografie znanych futbolistów, które ukazywały się nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem mam dla Was coś nieco innego. To "Gole wszech czasów" - wspomnienia bramek, które na zawsze zapisały się w historii tego sportu.

Wysłuchajcie pewnej opowieści. Jednej, by nie zdradzić za wiele. Wyobraźcie sobie pewien kraj. Taki, którego nigdy nie dotknęła większa wojna. Raj? Niezupełnie! Kraj ten bowiem pogrążony jest w biedzie. Brakuje mu bohaterów, herosów, postaci godnych naśladowania, które pociągnęłyby tłum w  górę. Pewnego dnia nadarza się okazja. Pokojowa. Państwo to zyskuje możliwość zorganizowania Mistrzostw Świata, a przecież w piłkę kopie się tu z przyjemnością i pasją. Trzeba wykorzystać moment, otrzymane od świata 5 min. Wszak bohaterami nie muszą być wojownicy, a to pierwsze mistrzostwa po 12 latach przerwy spowodowanej wybuchem II wojny światowej. Zwycięstwo zapisze się w historii (i to jak!!!). Kraj się stara. W dwa lata powstaje niezwykły stadion - słynna Maracana. To tu o tytuł mistrzów zagrać ma wkrótce drużyna narodowa. Wszystko jest na dobrej drodze. Pozostaje ostatni mecz, przy czym decyduje on o zwycięstwie, choć nie musiałby - bo liczy się nie bezpośrednie finałowe starcie - jak dziś, lecz zebrane w zwycięskiej grupie punkty. Brazylia (tak, nazwę tego kraju możemy już ujawnić) do sięgnięcia po tytuł potrzebuje co najmniej remisu, a przeciw sobie ma najsłabszą drużynę, której nikt nie daje szans. To Urugwaj, który wyszedł z okrojonej grupy. Tu przeciw sobie miał jedynie Boliwię. Brazylia w finale pokonała już Szwecję - 7:1, pokonała też Hiszpanię - 6:1. Zwycięstwo zdaje się być formalnością. Pod stadionem - jako nagroda - już czekają auta dla piłkarzy. I rzeczywiście - 48 minuta - gollll!!! 1:0. Jest dobrze, bardzo dobrze! Aż do 66 min., kiedy... Urugwaj nagle i niespodziewanie wyrównuje. Ale wyrównanie to wciąż zwycięstwo. Porażką byłby dopiero wynik 1:2. I... staje się!!! W 79 min. Ghiggia strzela gola dla Urugwaju. Na stadionie zapada cisza. Wielka i wymowna. Bo oto w wyścigu o Mistrzostwo na prowadzenie wysuwa się Urugwaj. Urugwaj, który ostatecznie zostaje Mistrzem Świata!!!

Płakałam, jak dziecko... czytając tę książkę, momentami łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach ze wzruszenia! Dziwicie się? Zrozumie to tylko ten, kto - jak ja - wiernie kibicuje ukochanej drużynie. I nie ważna jest jej nazwa. Ważne są emocje, jakie ten sport wzbudzić potrafi. 

Przywołana historia jest 1 z 10. Większości z nich sama nie pamiętam, bo i - przez wzgląd na mój wiek - pamiętać nie mogę. Ale są też takie, jak gol Maradony strzelony ręką, który miałam okazję oglądać wielokrotnie. Niesprawiedliwy, ale zwycięski. I nie, nie wydaje Wam się - opowieści te dla naszych dzieci są wręcz archaiczne, ale - dzięki nim -  młodzi fani piłki poznają nazwiska, które znać powinni, a które po trosze - z czasem - odchodzą w zapomnienie, wypierane przez kolejne pokolenia piłkarzy. Autor nie zapomniał też o nich. W książce znalazło się miejsce dla Lewandowskiego i Messiego - wspaniałego (piszę to z bólem, bo sercem i duchem jestem za Realem), choć reprezentacyjnie przegranego (z drużyną narodową nie zdobył żadnego tytułu).

Piękna to książka. Wzruszająca. Oparta na faktach i udokumentowana zdjęciami. Wzbudziły one duże zainteresowanie wśród naszych małych kibiców. Średni pozaznaczał sobie nawet kolorowymi zakładkami te najciekawsze: ze starodawnymi korkami i równie starodawną piłką, z psem, który uratował Mistrzostwa, z Dudkiem tańczącym podczas rzutów karnych, czy wspomnianym już Maradoną zagrywającym piłkę ręką. 

Poza zdjęciami i piłkarskimi wspomnieniami jest też rozpoczynający książkę wstęp (pozwolę sobie tak go nazwać, choć formalnie jest to rozdział 1 - ma jednak inny charakter niż pozostałe części). W owym wstępie (tudzież rozdziale 1) autor przybliża nam historię piłki nożnej. Przekonamy się, że choć jej oficjalnymi ojcami są Brytyjczycy, to korzenie tej dyscypliny sięgają starożytnych Chin oraz czasów Azteków i Majów. A dodatkowo mówi się, że oficjalny nie znaczy prawdziwy, bo pierwszy mecz rozegrano podobno we Florencji. Czyżby więc prawdziwymi ojcami futbolu byli Włosi? Kto wie? 








Gole wszech czasów
Wydawnictwo: Egmont
Autor:  Jarosław Kaczmarek
oprawa flexi
Format: 170 x 240
Strony: 208
Wiek: 6+

Komentarze

Popularne posty