Czy Zuza ma siurka? - Thierry Lenain
Hasło gender stało się ostatnio bardzo popularne. Odmieniane przez różne przypadki (choć przecież nieodmienne ;)) sieje postrach wśród tych, którzy jego definicji nie znają, lub co gorsza - patrzą na nią opacznie podążając za głosem Kościoła czy też goniących za sensacją mediów. Tymczasem właściwie rozumiana ideologia gender to dążenie do równości płci z uwzględnieniem jej fizycznych uwarunkowań. To lalka, którą może bawić się mój syn czy auta, którymi mogą bawić się jego koleżanki. To ucieczka od stereotypów z gatunku "Nie bądź babą! Faceci nie płaczą!", czy też "Nie zachowuj się tak! Dziewczynkom nie wypada!" Nie chodzi o zmianę człowieka (tudzież jego płci), ale o zmianę patrzenia na niego (nią) np. dostrzeżenia mężczyzn, jako osób, które też mają prawo do wyrażania swoich uczuć, czy też kobiet jako równych im partnerek, a nie pracownic, kucharek, sprzątaczek, opiekunek do dziecka i kochanek w jednym. Wiadomo, ograniczenia fizyczne robią swoje, ale niech nie będą one wytłumaczeniem dla ograniczeń narzucanych nam przez społeczeństwo. W nurt tej ideologi - bardziej lub mniej świadomie - wpisuje się książka "Czy Zuza ma siurka?" Jej autorem jest... mężczyzna!
"Ponieważ
Thierry Lenain ma dwie córki, pisze historyjki, w których broni
dziewcząt. Ma jednak nadzieję, że chłopcy też je będą czytać. Bo jeśli
Siurkowcy przestaną zgrywać cwaniaków i wierzyć, że są najsilniejsi na
świecie, będzie to z korzyścią dla wszystkich (w tym również dla nich).
Thierry jest tego pewien..."
(cyt. "Czy Zuza ma siurka?" - o autorach)
Autor
podchodzi do problemów damsko-męskich w sposób bardzo obrazowy i
zabawny. Już na wstępie dzieli populacje - ludzką, ale i zwierzęce - na
Siurkowców i Bezsiurkowce. Przy czym owo "Bez-" sugeruje coś gorszego.
Tak, jak to było z ludźmi i nad-ludźmi w ideologii Nietzschego, z której
garściami czerpał Hitler. Posunęłam się ze swym porównaniem za daleko?
Czy na pewno? Wystarczy prześledzić relacje, jakie powstają między
chłopcami, a dziewczętami (nie odwrotnie) we wczesnym procesie
dorastania, które de facto wynikają z procesów wychowawczych, tego co my
sami narzucimy dzieciom. Powstają dwa skrajne bloki: MY i ONE, czego aż
za dobry przykład odnalazłam już w przedszkolnej grupie Starszego.
Siurkowce i Bezsiurkowce. Podział, z którym walczy Lenain. Buduje on
obraz chłopca znajdującego się pod wpływem społecznej indoktrynacji. MY -
silni i ONE - bez-, czyli te, którym czegoś brakuje. Problem pojawia
się wówczas, gdy okazuje się, że jedna z nich może być tak samo fajna,
jak koledzy. Czy oby na pewno nie pachnie to jakąś tajemnicą? Może ta
fajna Zuza ukrywa coś przed światem? Tak oto rodzi się tytułowe pytanie -
"Czy Zuza ma siurka?" Odpowiedź na nie brzmi - NIE! Przeciwnicy źle
rozumianego gender mogą odetchnąć z ulgą, choć zapewne tylko częściową,
bo dalej sceptycznie patrzeć będą na tę książkę - jako kolejny obiekt do
umieszczenia na stosie podpalanym przez ludzkie uprzedzenia. Zwłaszcza,
iż odkrycie, że Zuza jest dziewczyną z krwi i kości, ma swe
konsekwencje. Maks dostrzega wreszcie, że świat nie jest taki, jakim
widział go do tej pory. Owszem dzieli się, ale inaczej.
"Teraz są Siurkowcy i Cipkówny. No cóż... Dziewczynom niczego nie brakuje!"
(cyt. "Czy Zuza ma siurka?" - str. 29)
Pewnie
zdziwi Was to, co napiszę. Nie jestem zagorzałą feministką. Nie jestem
też fanatyczką ideologii gender. Co więcej, mam synów, a nie córki.
Napisałam ten tekst, by Was sprowokować. Pobudzić do racjonalnego
myślenia, którym sama staram się w życiu kierować. Nie ważne bowiem, w
jaką ideologię wpisuje się owa książka. Ważne, że porusza istotne ze
społecznego punktu widzenia problemy. Nie dyskryminujmy czegoś, bo ktoś w
kontekście tego użył hasła "gender". Przyjrzyjmy się temu sami,
przeanalizujmy, oceńmy. Nie poprzez recenzję, ale zaglądając do źródła, a
co jeśli okaże się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują?
"Czy
Zuza ma siurka?" to mega-zabawna historia z równouprawnieniowym
wątkiem. Siurkowcy i Cipkówny mogą kogoś obrażać lub nie. Autor jednak w
swym przesłaniu daleki był od zbereźności. Te nazwy to po prostu bardzo
obrazowy przekaz, który nad wyraz dobrze trafia do dzieci. Starszy,
usłyszawszy tytuł książki, natychmiast zapytał:
- Mamo przeczytasz?
Nie zrobiłam tego, bo nie ufam bezgranicznie temu, co piszą. Przeczytałam więc książkę sama, a
gdy się rano obudziłam okazało się, że nie muszę jej już czytać dziecku, bo...
Starszy zrobił to sam! Duża czcionka. Prawie 30 stron. Sporo, jak na
jego umiejętności. Okazało się jednak, że są książki, które nawet młody,
niewprawny czytelnik przeczyta od deski do deski w tempie
super-express.
- Co robisz? - pytam, wchodząc do jego pokoju, zdziwiona tym, że nie śpi i jeszcze mnie nie obudził.
- Właśnie skończyłem czytać książkę! - oświadcza z dumą. Tak, tę książkę, która właśnie odbywa tournée
po rodzinie. Zewsząd słychać pozytywny jej odbiór. Ja również wystawiam
jej bardzo dobrą notę, a Wy... Wy oceńcie ją sami. Tylko nim wyrazicie
się o niej negatywnie, koniecznie przeczytajcie ją osobiście!
PS.
Zapomniałabym wspomnieć, a sprawa nie mniej ważna przecież. Sięgając po
książkę zwróćcie uwagę nie tylko na tekst, ale i na grafikę. Prosta w
formie, przezabawna w treści (znaczy, w płynącym z niej przekazie, choć i
w samej kresce). Jej autorką jest Delphine Durand. Ta sama, która
stworzyła "Mój dom". Pisałam Wam o nim jakiś czas temu. Pamiętacie? Jeśli nie, koniecznie sięgnijcie i do tamtej recenzji. Książka to zupełnie inna od tej, ale też inna od wszystkich. Wyjątkowa, a przez to warta uwagi.
Czy Zuza ma siurka?
Wydawnictwo: Entliczek
Tekst: Thierry Lenain
Ilustracje: Delphine Durand
Oprawa miękka, zintegrowana
Format: 140x190
Stron: 32
Wiek: 5+
Wydawnictwo: Entliczek
Tekst: Thierry Lenain
Ilustracje: Delphine Durand
Oprawa miękka, zintegrowana
Format: 140x190
Stron: 32
Wiek: 5+
Majka od parunastu dni łazi wszędzie ze wszystkimi trzema tomami Zuzi (często wozi w wózku dla lalek) i woła "Zuzia!" - dzięki temu, gdy byliśmy ostatnio u przyjaciół, którzy mają córeczkę Zuzię Majka umiała się przywitać ;-)
OdpowiedzUsuńA wracając do książki - jest naprawdę świetna! Zresztą cała seria. Grafiki Majkę zachwycają, ogląda je w kółko - zresztą wcale jej się nie dziwię. A tekst - duża dawka humoru i Mały Człowiek w Dużym świecie. I gdy ją czytam dociera do mnie, jak mocno Dzieci chłoną świat dorosłych, jak go przetwarzają na własne potrzeby, na swój użytek, jak kroją na swoją miarę. Świetna pozycja!
oo może córce bym kupił hmm :)
OdpowiedzUsuńCała seria jest świetna, choć z początku myślałam,że się u nas nie przyjmie. Ale ta o siurku jest najlepsza :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie ta seria nie przekonuje. Mnie jako rodzica, czy u dziecka by się przyjęła tego nie wiem i jakoś nie palę się do tego, by się przekonać. Ani ilustracje ani tekst, tym bardziej przekaz. I w sumie to nawet nie wiem czemu, nie mam ochoty jej się bliżej przyjrzeć. A chyba powinnam z racji tego, czym się zajmuję.
OdpowiedzUsuńcoz .. nie chciałabym aby Maja bezpośrednio o ptaszu wyrażała się "siurek" moze i zabawne by to bylo w ustach trzy latki... ale... czy tak male dziecko zrozumie przekaz, ideologie ?
OdpowiedzUsuń"Tymczasem właściwie rozumiana ideologia gender to dążenie do równości płci z uwzględnieniem jej fizycznych uwarunkowań" - ??? Właściwie rozumiana "ideologia gender" jest dokładnie IDEOLOGIĄ. To żadna nauka, zwykły bełkot. Polecam film o tej "nauce" https://www.youtube.com/watch?v=5oGL7njQwrg Film, który zniszczył studia gender w Norwegii. Chłopcy to chłopcy, a dziewczynki to dziewczynki i żadna dziwaczna ideologia tego nie zmieni.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to nie żadna idologia, ale obszar badawczy. Łatkę "ideologii" przypięli temu prawicowi ignoranci, tacy jak Pan/Pani. Polecam się dokształcić naprawdę, a nie opierać na jakimś filmiku na YT. A o co autorce blogu i autorowi książki chodzi zostało tu przedstawione, wystarczy z przeczytać ze zrozumieniem.
UsuńCześć, bardzo ładnie tu na twoim blogu, świetny wpis, bardzo fajnie się go przegląda, zapewne odwiedze twojego bloga także nie raz bo bardzo jest fascynujący w przeciwieństwie do wielu różnych blogów - Pozdrawiam Gosia :)
OdpowiedzUsuń