Królowa Śniegu - Hans Christian Andersen
Nie lubię klasycznych baśni. Bracia Grimm i Andersen zdecydowanie nie
są w moim typie. Wiem, że trzeba, że warto, że nie wypada. Nie zmienia
to jednak mego stanowiska względem tychże autorów. Nie lubię i już. Nie
oznacza to jednak, że nie czytam. Czytam, bo nie chcę ograniczać gustów
literackich dzieci wyłącznie do tego, co lubię ja sama. To chyba
właściwe podejście, bo okazuje się, że wśród chłopców zdania są
podzielone. O ile Starszy przejął niechęć po matce, o tyle Młodszy w
baśniach się rozkochał. Pierwszy z zainteresowaniem przyjmuje wszelkie
współczesne baśniowe modyfikacje, drugi - nie chce o nich słyszeć i jak
ćma do światła ciągnie do klasyki. To moje czytanie wbrew sobie ma także
inny plus. Czasem trafiam na perełki, które omijając dany gatunek, czy
danego autora wielkim łukiem, mogłabym przeoczyć. Taką właśnie baśniową
perełką jest "Królowa Śniegu" z wybornymi ilustracjami Vladyslava Yerko.
Trudno
powiedzieć, że mnie - przeciwniczkę klasycznych baśni - urzekł tekst.
Cóż, zdawać by się mogło, że w tej materii wiele się nie zmieniło. Opowieści Hansa Christiana
Andersena snute są przecież już od jakichś dwustu lat. Tak, tyle, że współczesny
świat zwykł serwować je w skróconej, spłyconej formie. I o ile baśni nie
lubię, to nie rozumiem sensu czytania streszczeń. Przecież to co
najpiękniejsze, to co ma pobudzać wyobraźnię, ukryte jest w oryginale.
Owszem, artystów ceni się za pomysłowość fabuły, ale również za finezję
językową towarzyszącą tejże. Okroiwszy ją, tracimy cały urok opowieści.
Dlatego, gdy już czytam, wybieram przekłady, a nie opowieści na
podstawie oryginału. Takie, jak "Królowa Śniegu" wydawnictwa m, którą na
język polski przetłumaczył Franciszek Mirandola. Bogate słownictwo,
rozbudowane konstrukcje zdaniowe - dzieci podświadomie mają okazję
przekonać się, jak wiele możliwości daje ich ojczysty język, a
jednocześnie - także podświadomie - przyswajają go. Z kolei bogate
opisy, które zawsze pomijane są w streszczeniach, pobudzają wyobraźnię.
Pałac Królowej Śniegu nie jest tylko "lodowym zamkiem":
"Ściany
pałacu były zrobione ze śnieżnej zawiei, a okna i drzwi z ostrych
wiatrów; było tam przeszło sto sal, zależnie od tego, jak zawiał śnieg;
największa sala rozciągała się na wiele mil, wszystkie oświetlało silne
światło zorzy polarnej; były wielkie, puste, lodowato zimne i
błyszczące! Nie panowała tu nigdy radość, nie odbył się tu nawet ani
razu balik niedźwiedzi, na którym mógłby zagrać wicher i gdzie by białe
niedźwiedzie mogły chodzić na tylnych nogach i popisywać się swoimi
dobrymi manierami; nie było tu nigdy towarzyskich zabaw ani otwierania
paszcz i bicia łapami; białe liście nie plotkowały tu nigdy przy
herbatce; puste, wielkie i zimne były sale Królowej Śniegu. Zorza
północna paliła się tak równomiernie, że można było według jej światła
oznaczyć, kiedy znajdowała się na najwyższym punkcie, a kiedy na
najniższym.
Pośrodku pustej,
nieskończonej, śnieżnej sali leżało zamarznięte jezioro, które popękało
na tysiące kawałków, ale jeden kawałek był podobny do drugiego, było to
prawdziwe dzieło sztuki; pośrodku tego jeziora siadywała Królowa Śniegu,
wtedy gdy była w domu, i wówczas mówiła, że siedzi na zwierciadle
rozsądku i że to jest jedyne i najlepsze zwierciadło na świecie."
Co
prawda mam kilka zastrzeżeń do samego przekładu. W przytoczonym powyżej
fragmencie nie podobają mi się choćby "tylne nogi" niedźwiedzi.
Pojawiające się w tekście niedociągnięcia wynagradzają jednak
ilustracje. Yerko - wyróżniony za to dzieło (tak, tak, śmiało można jego prace nazwać dziełem!) Grand Prize Ukraińskiej Książki Roku 2000, laureat amerykańskiej nagrody Anderson House Foundation za najpiękniejszą książkę dziecięcą 2006 r. oraz najlepszy artysta 2002 r. wg. Moscow Review of Books - sprawia, że dech zapiera nam w piersiach! Tworzy malownicze obrazy,
piękne, dopracowane w każdym szczególe, a - trzeba przyznać - szczegółów
w nich niemało. Dzięki temu możemy się im przyglądać z wielu stron i za każdym razem odkrywać je na nowo. Patrząc na te niezwykłe grafiki zastanawiam się zawsze, jak wiele pracy, jak
wiele czasu trzeba było włożyć, by osiągnąć taki efekt. Co więcej, wartość
ilustracji nie kończy się wyłącznie na ich formie artystycznej. Yerko
zdaje się doskonale znać treść baśni i konsekwentnie za nią podążać. Do
tego stopnia, że można pokusić się o "czytanie" książki samymi obrazami.
I nie zdziwcie się, gdy okaże się, że to zadanie nawet bardziej czasochłonne niż tradycyjna lektura!
Królowa Śniegu
Wydawnictwo: m
Tekst: Hans Christian Andersen
Ilustracje: Vladyslav Yerko
Oprawa twarda
Format: 305 x 245
Strony: 31
Wiek: 5+
Ilustracje faktycznie cudne. Tekst też mi się podoba, lubię opowiadania, w których opisy są niemal namacalne, a czytając ten fragment mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Ja odkupiłam dla Młodego używany "Skarbiec baśni Andersena" wydany przez Cykadę. Ilustracji tam niewiele, ale kiedy już się pojawiają są na prawdę magiczne. A "Królową Śniegu" akurat polubiłam już jako dorosła i chętnie czytam i oglądam.
OdpowiedzUsuńJa - w tym przypadku - łykam przede wszystkim wzrokiem, a - mimo baśniowej niechęci - łykam i łykam stale od nowa. Bo ilustracje są takie, że chciałoby się zajrzeć to tu, to tam, tego dotknąć, to pogłaskać, pomknąć na Renie. Tak, ten Ren jest po prostu boski. I mroźna sala tronowa, i czarne ptaszysko. Ech, wzrokiem zjadłabym wszystko. O, i jeszcze mi się niechcący zrymowało :P "Skarbca..." nie znam, ale już zerkam w net w poszukiwaniu :)
UsuńPiękne są te opowieści. Opowieści pisane słowami i opowieści malowane obrazem.
OdpowiedzUsuń