Zwierzydełka - Robert Stiller
Widząc po raz pierwszy "Zwierzydełka", nie mogłam oderwać od nich wzroku. Czarno-białe precyzyjne grafiki przedstawiające dziwne zwierzo-stwory. Niczym wyjęte ze starodawnej księgi - fikcyjnego animalium. Piękne i intrygujące. Proste, choć pełne detali. Zachwycające. Takie książki (dla dzieci, a jakże!) wydają wrocławskie Warstwy.
Wbrew pozorom - to nie nowość. "Zwierzydełka" gościły na polskim rynku wydawniczym już w latach 70-tych. Powstały za sprawą mistrzowskiego duetu: Roberta Stillera (pisarza, tłumacza, językoznawcy) oraz Daniela Mroza (cudownego, niestarzejącego się artystycznie grafika, rysownika, plakacisty). Teraz, pośmiertnie, przypomniane zostały przez wydawnictwo Warstwy. Oficyna potraktowała je z należytą czcią, iście po królewsku. Sztywna, aksamitna oprawa. Gruby, lekko pożółkły papier. Album prezentuje się przepięknie. Tak naprawdę o jego jakości decyduje jednak środek, zawartość tekstowa i graficzna. Ta, mimo upływu lat, nie zestarzała się. Wciąż sprawia, że serce bije mocniej. Przynajmniej moje! Może to za sprawą zamiłowania do fantastyki i tworzonych na jej potrzeby kreatur, a może z miłości do kolorowania (choć nie śmiałabym do takich dzieł podejść z kredką!). Myślę, że po trosze przyczynia się do tego jedno i drugie. Choć nad charakterystyczną kreską Mroza i bez tego warto pochylić głowę. To przepiękne szkice. Przedstawione na nich nieistniejące stworzenia prezentują się niemal realnie. Może żyły gdzieś, kiedyś - w epoce dinozaurów na przykład. Tak, dzięki nim wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach. Dlatego z pełną świadomością piszę, że te grafiki mogłyby istnieć samodzielnie. Bez treści. Jako książka stricte rysunkowa. Nie dlatego - absolutnie! - że umniejszam jakość tekstu. One są po prostu tak ciekawe same w sobie. W połączeniu z wierszami - intrygują. "Zwierzydełka" stanowią bowiem zbiór utworów poświęconych zwierzętom. Tym, jak najbardziej realnym. Pomysł z połączeniem kilku zwierząt w jedno jest więc swobodnym podejście do tematu. To zabawa wyobraźnią, wychodząca daleko ponad to, co oczywiste. Same wiersze także "puszczają do nas oko". Czasem są ironiczne, czasem dosłownie zabawne. Nie tylko przedstawiają młodym czytelnikom świat zwierząt, ale też bawią się słowem. Po mistrzowsku iście. Wszak ich autor był językoznawcą, a to - zobowiązuje. W czytanym tekście często pobrzmiewają polskie głoski. Język mocno pracuje. Wije się w różne strony, pozwalając ćwiczyć aparat mowy. Książka to więc nie tylko piękna i wartościowa, ale też praktyczna zarazem. Dlatego z przyjemnością czytam ją dzieciom i z dziećmi. Z uśmiechem wznosimy się na wyżyny wyobraźni.
Wpis o książce, a w tekście błąd ortograficzny, nie wstyd trochę? Poza tym znany językoznawca - tu radzę sprawdzić odmianę słowa w powyższym wpisie, miał dość wątpliwą reputację, bo był znanym donosicielem i został zweryfikowany jako tajny współpracownik. Każdy literaturoznawca o tym wie, sprawa była znana i przykra: http://kompromitacje.blogspot.com/2011/10/donos-jako-forma-uczestnictwa-w-zyciu.html
OdpowiedzUsuńDziękuję za uwagę odnośnie błędu. Już poprawiony. Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce - nawet błędy. Najlepsi je popełniają. Nie bez przyczyny wydawnictwa mają dział korekty.
UsuńWyjaśnijmy też inną rzecz - nie jestem literaturoznawcą. Jestem miłośniczką książek. Piszę o książkach dla dzieci. Patrzę przy tym na twórczość, a nie na życie osobiste danej jednostki. Jeżeli coś - z mego punktu widzenia jest wartościowe - chwalę to. Van Gogh był wariatem. Czy to umniejsza wartość jego twórczości?
A swoją drogą - życzę więcej odwagi. Na tyle, by móc podpisać się pod własnymi poglądami :)
Paskudny kapuś, za paszpo;rt i wyjazdy zagraniczne ochoczo i wyczerpująco donosił przez dziesięciolecia ubecji na przyjaciól i znajomych. Gratuluję gustu w wybieraniu wzorców dla dzieci!
OdpowiedzUsuń