Kacperiada. Opowiadania dla łobuzów i nie tylko. - Grzegorz Kasdepke



Znacie Grzegorza Kasdepke? Ja poznałam go całkiem niedawno. Wszystko za sprawą „Kocha, lubi, szanuje, czyli jeszcze o uczuciach.” Książka wciągnęła mnie bez reszty. Niestety, okazało się, że była za trudna dla mojego 3,5-letniego wówczas syna. Po wspólnym przeczytaniu dwóch rozdziałów (pierwszego – z przyczyn oczywistych, drugiego – by mieć pewność, że się nie mylę), odłożyłam ją więc na półkę z książkami dla starszych dzieci. Bałam się, by nie zrazić syna do książek w ogóle, choć o to – w jego przypadku – byłoby już chyba dość trudno.

 Wciąż jednak czułam nieodparty pociąg do Pana Grzegorza. Nieodpartą pokusę, by się ponownie z nim spotkać. Przy okazji którejś tam wizyty w księgarni, sięgnęłam więc po osławioną „Kacperiadę”. Bałam się. „Kocha, lubi, szanuje...” także opowiadało o przedszkolakach, a jednak nie zdało egzaminu na moim synu, będącym w podobnym wieku. W dodatku Internet sugerował, że obydwie książki przeznaczone są dla dzieci w wieku 7-10 lat, a i sam autor zalecał je dla starszych. Pomyślałam jednak, że jeśli nawet Starszy nie jest na „Kacperiadę” jeszcze gotowy, to przynajmniej jego mama będzie mogła znowu się pośmiać ze starszym od niej już trochę, ale za to jakże ujmującym Panem Grzegorzem (mąż mógłby być zazdrosny).

Książkę przeczytałam od deski do deski, a właściwie od okładki do okładki (choć, biorąc pod uwagę fakt, że papier wytwarza się z drewna opcja z deskami także daleko nie odbiegałaby od prawdy). Najpierw sama – no, może prawie sama, bo niektóre fragmenty tak mnie śmieszyły, że musiałam przeczytać je na głos mężowi (zwłaszcza rozdział „Wyścigi” - nota bene genialny!). Później – z moim przedszkolakiem, który wielkimi krokami zbliżał się już do 4 lat. Nie wiem, czy sprawiły to te 3 miesiące, o które był starszy, czy to, że książka jest inna. Faktem pozostaje jednak, że mój maluch śledził przygody Kacpra z zapartym tchem i szerokim uśmiechem na ustach. Co prawda wiele pojęć było dla niego zupełnie nowych, ale z mamą u boku, która wszystko wytłumaczyła – daliśmy radę. Więcej, miesiąc później z powodzeniem sięgnęliśmy też po przygody słynnego na kilka już tomów Kasdepkowego detektywa Pozytywki.

Co nas ujęło w „Kacperiadzie”? Starszego już sam tytuł. Po jego przeczytaniu (szczególnie tej drugiej części - „Opowiadania dla łobuzów i nie tylko.”) na ustach syna zawitał szelmowski uśmiech, wróżący mamine kłopoty. Zaraz później posypał się grad pytań: „Mamo, a dlaczego dla łobuzów?”, „Mamo, czy ja też jestem łobuzem”, „Mamo,...”. To wtedy właśnie uwierzyłam, że tym razem uda nam się dobrnąć do końca. I – jak już wiecie – udało!

Kacperiada” to 72 strony zabawnych opowiadań. W przypadku tak małego dziecka, które jeszcze zadaje bardzo wiele pytań , ich największą zaletą jest to, że są krótkie. Jeden, choć w naszym przypadku raczej dwa, rozdziały były idealną ilością na wieczór. Poznawaliśmy z nich podwórkowe i przedszkolne przygody małego, bystrego Kacpra i jego taty. Przygody, które ze śmiechem wspominaliśmy przy wielu innych okazjach. Bo jak tu się nie śmiać, kiedy dostanie się w ręce klepsydrę – tak małą, że nie nadaje się do gotowania jajek na miękko. Do czego zatem? No właśnie, książka zmusza do myślenia, pobudza wyobraźnię, pozwala poszerzyć słownictwo. Ironizuje i bawi. W przypadku 4-latka wymaga jednak dużej uwagi i cierpliwości rodzica. Jeżeli jesteśmy zmęczeni i chcemy przeczytać dziecku coś na szybko, bez dodatkowych pytań, lepiej odpuśćmy sobie tę lekturę, bo dziecko niewiele z niej zrozumie, a może się tylko zrazić.
____________________
Dla tych, którzy Grzegorza Kasdepke jeszcze nie znają - polecam autoprezentację na stronach onet.pl - http://czytelnia.onet.pl/2,1091641,rozne.html. Mniej wciągająca niż twórczość dla dzieci, ale przecież nie jest łatwo pisać o sobie samym. :)

Komentarze

Popularne posty