Jadą, jadą misie!
Lubicie sobie z maluchami pośpiewać. Ja bardzo, choć czasem się obawiam, że przy moich zdolnościach wokalnych mogę im na całe życie spaczyć słuch muzyczny :) Cóż, obawy obawami, ale jak twierdził niejaki Jerzy Stuhr "Śpiewać każdy może!", a skoro mogę to śpiewam i już. Starszy niestety nie bardzo chce pójść w moje ślady, za śpiewaniem nie przepada. Za to Młodszy - ech, ten to ma talent! ;) Jeszcze mówić nie potrafi, a już nuci pod nosem. Starszy nauczył go piosenki z bajki "Było sobie życie". Biega więc po domu bujając się na boki i śpiewając "Ycie, ycie, ycie, ycie", a że matkę już od tego "Ycie, ycie" czasem głowa boli, postanowiła synowi rozszerzyć repertuar.
Pójściem na łatwiznę byłoby zajrzeć do sklepu i kupić dziecku płytę. Ktoś by zaśpiewał, matka by była szczęśliwa, że śpiewać nie musi, a i dziecko bujając się w rytm muzyki na pewno by nie płakało. Tyle tylko, że wieść niesie, iż prawdziwa Matka Polka powinna się dla dzieci poświęcać. Poświęciłam się więc i ja. Zamiast płyty kupiłam książkę i... cóż, mam za swoje. Śpiewać muszę. Rano, we dnie, wieczór, w nocy. Wzdycham tylko smutno na wspomnienie tych słodkich chwil, kiedy Młodszy sam biegał i sam śpiewał.
Dobra, żarty na bok. Tak naprawdę do książki "Jadą, jadą misie!" przymierzałam się już od dłuższego czasu. Chłopaki bardzo lubią piosenkę, więc w ciemno mogłam liczyć na sukces wersji tekstowej. Zwłaszcza, że zaopatrzona jest ona w cudną grafikę autorstwa Agnieszki Żelewskiej. Miśki - w jej wykonaniu - są po prostu rozkoszne. Kształty, uśmiechy, barwy. Mogłabym mieć tę książkę dla samych ilustracji i bawić się z Młodszym w poszukiwanie czy liczenie zwierząt, jak czynię to czasem i teraz.
O samym tekście dużo pisać się nie da. Kawałek "Jadą, jadą misie!" zapewne zna większość mam. Opowiada on o stadku wesołych niedźwiadków, które - niczym maluchy - brykają i hałasują, a po udanej zabawie dopisuje im apetyt. Tekst szybko wpadający w ucho. I mamom, i dzieciom. Młodszy sam zaczyna nucić "tlalalala". Starszy, choć książeczka leży w biblioteczce brata, też często ją podkrada i prosi, by mu zaśpiewać. Więc śpiewam. Ostatnio robiłam to nawet w windzie, a gdy wysiadałam pod jej drzwiami stał sąsiad i dziwnie się uśmiechał. Cóż, niech się uśmiecha i tak będziemy śpiewać dalej.
Dobra, żarty na bok. Tak naprawdę do książki "Jadą, jadą misie!" przymierzałam się już od dłuższego czasu. Chłopaki bardzo lubią piosenkę, więc w ciemno mogłam liczyć na sukces wersji tekstowej. Zwłaszcza, że zaopatrzona jest ona w cudną grafikę autorstwa Agnieszki Żelewskiej. Miśki - w jej wykonaniu - są po prostu rozkoszne. Kształty, uśmiechy, barwy. Mogłabym mieć tę książkę dla samych ilustracji i bawić się z Młodszym w poszukiwanie czy liczenie zwierząt, jak czynię to czasem i teraz.
O samym tekście dużo pisać się nie da. Kawałek "Jadą, jadą misie!" zapewne zna większość mam. Opowiada on o stadku wesołych niedźwiadków, które - niczym maluchy - brykają i hałasują, a po udanej zabawie dopisuje im apetyt. Tekst szybko wpadający w ucho. I mamom, i dzieciom. Młodszy sam zaczyna nucić "tlalalala". Starszy, choć książeczka leży w biblioteczce brata, też często ją podkrada i prosi, by mu zaśpiewać. Więc śpiewam. Ostatnio robiłam to nawet w windzie, a gdy wysiadałam pod jej drzwiami stał sąsiad i dziwnie się uśmiechał. Cóż, niech się uśmiecha i tak będziemy śpiewać dalej.
"Jadą, jadą misie" i "Gdzieżeś ty bywał czarny baranie" i bodajże "Pociąg" (takie fajne wyszywanki) z tej serii porozdawałam dzieciom znajomych. Też uważam, że to świetna seria :)
OdpowiedzUsuńU nas właśnie po półrocznej przerwie wróciły do łask... a myślałam, że Młodszy już na dobre zapomniał o książkach "niemowlęcych" ;)
OdpowiedzUsuń:) oj i my właśnie Misie z tej książeczki też śpiewamy na okrągło o świcie..południe...już już dziecko zasypia..ale nieee..."jadą jadą misie" ciągnie mamę za głowę niech nie śpi...tylko śpiewa..
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydawało, że nie dam rady śpiewać..Ja której pierwsze wagary to z muzyki...:)) ale kiwanie głową i podskakiwanie córeczki 1, 4 miesiące aby mama śpiewała są bezcenne...