Dziwne zwierzęta - Lotta Olsson

Ostatnio ze Starszym przerabiamy coraz dłuższe lektury i - o dziwo - mój syn świetnie się w nich odnajduje, ale co się dziwić, gdy poza mamą, książkami katuje go także ciocia i... przedszkole. Jak się dowiedziałam, ostatnio wraz ze swoją grupą przerabiali... Robinsona Cruzoe. Nie wiem, czy to była jakaś wersja dla dzieci (choć o takowej nie słyszałam), czy oryginał - dość, że mój syn książką był zafascynowany. Pomysł trochę mnie zdziwił, ale się przyjął... no, a skoro dzieciaki przetrwały Robinsona to znaczy, że długością lektur nie muszę się już przejmować. 

Recenzję zaczynam od długości tekstu, bo ledwie miesiąc temu "Dziwne zwierzęta" wydałyby mi się dość długie, jak na wiek Starszego i bałabym się trochę po nie sięgnąć. Tymczasem - co z drugiej strony wydaje się oczywiste - w ostatnich tygodniach miałam okazję przekonać się, że to nie długość, a treść odgrywa największe znaczenie. Nawet u dzieci. "Dziwne..." wciągnęły Starszego w niezwykły świat zwierząt, do którego z ogromną chęcią powracał co wieczór. 


Książka jest... rewelacyjna! To dziwne, ale im bardziej nam się lektura podoba, tym trudniej mi to w recenzji ująć. Zaczynam coś pisać, później okazuje się, że to nie tak, że zaczęłam nie od tego, co trzeba, że za słabo, że przy tak dobrej książce trzeba byłoby lepiej, inaczej... a tu zwyczajnie brak słów. Tak, w szczególności brak słów. I zamiast o rewelacyjnym tekście, zaczynam od... jego długości. Ha! Prawdziwe poplątanie z pomieszaniem. Dajcie mi więc jeszcze jedną szansę...


Jakie zwierzę jest Waszym zdaniem najdziwniejsze? Całkiem normalnej orzesznicy, wydaje się, że jest nim jej przyjaciel - mrówkojad. Taki długaśny nos - przyznacie - dość nietypowy. A może są jakieś inne - dziwniejsze stwory? Chcąc to sprawdzić, przyjaciele urządzają konkurs. Tak zaczyna się niezwykle barwna, zabawna i mądra opowieść o tym, że tak naprawdę każdy z nas jest inny, na swój sposób wyjątkowy. Może być ona punktem wyjścia do rozmów o różnicach między ludźmi - rasach, wyznaniach, kulturach, sposobach bycia, lecz nie tylko... książka daje także szerokie pole do rozmowy o uczuciach. Dzięki niej zaczynamy rozumieć, jak czuje się ktoś inny, a przecież wokół nas pełno jest takich innych osób... chorych, niepełnosprawnych, wyglądających inaczej. To taka możliwość wyrobienia wrażliwości i zrozumienia w naszych maluchach. Poza tymi głębokimi przesłaniami, w książce jest także ogrom zupełnie innej wiedzy. Poznajemy różne zwierzęta. Ich zwyczaje, sposoby bycia, szczegóły wyglądu. Ciekawostki, które mój starszy syn chłonie niczym gąbka. Uwielbia takie rzeczy - w sumie, jak każde dziecko ciekawe świata. Warto więc wykorzystać ten dziecięcy pociąg ku wiedzy i serwować maluchom jak najwięcej książek takich, jak ta. 

Wiecie, co ucieszyło mnie najbardziej, gdy dotarliśmy do końca? Informacja, że już niebawem ukaże się kolejna książka o mrówkojadzie i orzesznicy. Nie wiem, jakie zagadnienie tym razem zostanie w niej poruszone, ale ze względu na fantazję autorki (genialna wizja leśnej cyberprzestrzeni!) oraz jej niezwykłe poczucie humoru, bez wątpienia jeden egzemplarz trafi do naszego olbrzymiego już dziecięcego księgozbioru. 

Polecamy - i dla młodszych, i dla starszych. Tyle tu mądrych rzeczy, że niejeden dorosły się zdziwi. I uśmieje, a w naszym dorosłym życiu jakoś tak mniej - niż u dzieci - okazji do śmiechu! Choćby dlatego warto - jeśli nie samemu, to koniecznie razem z dzieckiem!

PS. Książka ma tę charakterystyczną old-schoolową oprawę, która znana jest już z innych zakamarkowych książeczek - takich jak "Słoneczne jajo", czy "Zimowa wyprawa Ollego". Mhm, uwielbiam...


Komentarze

Popularne posty