Nie kończąca się historia - Michael Ende
Rośniemy. Nasze książki rosną więc razem z nami. Nie pod względem
formatu, bo ten z wiekiem ulega raczej pomniejszeniu, ale pod względem
treści. I tu także nie chodzi o jej ilość (choć także), ale przede
wszystkim o jej jakość. Starszy sięga coraz częściej do literackiej
klasyki delektując się pozycjami Michaela Ende czy sir Jamesa Matthew Barrie. Pamiętacie "Nie kończącą się historię"? To od niej wszystko się zaczęło...
Odświeżona, wydana niedawno nakładem Znaku, baśń pojawiła się w
naszym domu trochę z matczynej ciekawości. Nie byłam pewna, czy moje
niespełna 7-letnie dziecko będzie w stanie podołać takiemu literackiemu
wyzwaniu, ale postanowiłam spróbować. Książka w pierwszej kolejności
porwała mego męża, który cofnął się wspomnieniami do lat swej młodości i
postanowił swoją ówczesną książkową pasją zarazić syna. Nie myślcie, że
było to łatwe - ot, zaczęli wspólnie czytać i już nie mogli się
oderwać. Nic z tych rzeczy! Po przeczytanym wspólnie pierwszym
fragmencie syn wcale nie zapałał miłością do tego grubego (640 stron), wypełnionego tekstem tomiszcza. Następnego dnia poprosił o inną lekturę.
Ojciec jednak, przekonany o tym, że książka w końcu wciągnie syna,
posłużył się małym podstępem. Przed rozpoczęciem lektury zaprosił
Starszego na krótki seans filmowy. Pokazał mu tylko fragment filmu
"Niekończąca się opowieść" Wolfganga Petersena z 1984, ale to
wystarczyło. Od tej pory nasze dziecię z uporem maniaka brnęło przez
kolejne rozdziały. Z pomocą taty, z pomocą mamy, a gdy nie mógł na nas
liczyć - samodzielnie. Nie było to łatwe zadanie dla dziecka, które
dopiero niedawno zaczęło samo czytać - niezbyt duża czcionka, za to dużo
tekstu na stronie. Nic jednak nie było w stanie go powstrzymać. Chodził
dumny jak paw. Chwalił się książką w zerówce, chwalił się starszym
kolegom na podwórku. "Czytasz to? Sam?" - dopytywali. Okazało się, że
czytaniem także można wzbudzić podziw wśród dzieci, ale nie o ów podziw
chodziło. Mój syn naprawdę zatracił się w książce. "Jeszcze jeden
rozdział. To choć jedna strona! Proszę!" - powtarzał co wieczór.
Cóż takiego elektryzującego jest w tej książce? Kto czytał, ten nie potrzebuje wyjaśnień. Dla tych, którzy nie czytali: to niezwykła, pobudzająca wyobraźnię, ale i dająca do myślenia baśń. Przenosi nas do fantastycznego świata, w którym może zdarzyć się wszystko. Historia rozpoczyna się za progiem pewnego antykwariatu. Bastian znajduje tu księgę, która staje się furtką to krainy fantazji. Wciąga go, z czytelnika zmienia w głównego bohatera, który ma uratować Fantazjanę przed pochłaniającą ją Nicością. Czytając książkę stapiamy się z nią tak bardzo, że czasem nie jesteśmy pewni, co jest rzeczywistością, a co fikcją. Może my sami jesteśmy niczym Bastian, może i my wkroczymy w którymś momencie w ten magiczny niemający końca świat?
Starszy
czytał, pytał, zastanawiał się. Książka z jednej strony pobudziła jego
fantazję (sam po swojemu rozwijał porzucone przez autora tu i ówdzie wątki, a w
domowych zabawach zaczęli pojawiać się Bastian, Atreju czy Smok
Szczęścia), z drugiej - była sprawdzianem intelektualnym. Wymagała
kojarzenia wątków, bacznego podążania za długo wijącą się akcją, ale
także wyciągania własnych wniosków z poczynań bohaterów. Z
niedowierzaniem patrzyłam na swe niespełna 7-letnie dziecię, słuchając tego, co rodziło się w jego głowie, a rodziło się wiele. Cudnie było
czytać tę książkę razem - patrzeć na nią swoimi, ale i jego oczyma.
Porównywać nasze wizje, rozmawiać o nich. Cudnie było uczestniczyć w odkrywaniu nowego świata - świata klasycznej literatury.
To, co Starszemu sprawiło największą radość, to wymyślne nazwy. Nazwy, na
których my dorośli prawie łamaliśmy sobie języki. Te same, które nasze
dziecko bez problemu zapamiętywało i odtwarzało z pamięci nawet, po
przeczytaniu kolejnych stu czy dwustu, nie związanych z daną postacią
stron.
Na koniec jeszcze
tylko ogólne, matczyne spojrzenie na książkę. Sztywna oprawa, jasna, z
kolorowym nawiązującym do treści motywem dwóch zjadających się nawzajem
węży tworzących zamknięte koło. Wewnątrz sznurkowa zakładka, by nie
zginąć pośród 640 stron. Stron zapełnionych dwukolorowym tekstem - po to, byśmy nie pogubili się podróżując między światami. Na końcu spis treści. Ułatwiłby
odnalezienie się w tym wielkim dziele, gdyby nie to, że - przez pomyłkę -
został błędnie zestawiony. Wreszcie ostatni, choć tak naprawdę pierwszy
- tytuł i jego zapis. "NIEkończąca" w filmie pisane łącznie, w książce -
rozdzielnie. W którym miejscu pojawił się błąd? W żadnym!
Oba zapisy są poprawne, choć nie powiem - już na wstępie dały mi do
myślenia. Myślałam, myślałam, aż sprawdziłam i już wiem. Pod tym
względem wszystko jest ok.
Książkę
polecam. I młodym, i starszym. Ale ostrzegam - baśniowa lektura wciąga i
uzależnia. Chciałoby się jeszcze, i jeszcze, i jeszcze... Na szczęście
to nie jedyna książka Michaela Ende i gdy już nasze 640 stron dobiegnie
końca, można sięgnąć po kolejny tytuł, albo... albo zacząć od początku,
odkrywając książkę na nowo. Jako rzecze tytuł - neverending story!
.
.
Nie kończąca się historia
Wydawnictwo: Znak
Tekst: Michael Ende
Oprawa twarda
Format: 179x135
Stron: 640
Wiek: 7+
Pamiętam jak stałam w kolejce do kina by zdobyć bilet na ten film! :-) Książkę mam i przyznam, że zupełnie zapomniałam, że już czas podsunąć ją memu 11-latkowi. Tylko czy będzie chciał? Niestety nie chce czytać książek jeśli obejrzał już film. Tak jest np. z Harrym Potterem. Mimo, że odziedziczył po kuzynie tę serię książek jeszcze do nich nie zajrzał....
OdpowiedzUsuńDlatego staramy się oglądać filmy 'po', a nie 'przed' (z różnym skutkiem ;)). W przypadku "Nie kończącej się historii" film i książka znacznie się różnią. Może tym warto posłużyć się jako argumentem 'za' książką.
UsuńLubię tę książkę. Polecam każdemu czytelnikowi i fanom książek.
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych książek; też pisałam o niej u siebie :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych książek!
OdpowiedzUsuńA ja nadal nie wiem dlaczego tytuł książki jest napisany rozdzielnie, a nie razem. Nurtuje mnie to bardzo. Film mojego dzieciństwa, a teraz moja córka jest nim zafascynowana i chcę kupić dla niej książkę, a tutaj taki tytuł ...
OdpowiedzUsuń