Och, się działo!

O poranku przywędrował do nas Aniołek Bez Skrzydeł - ten, o którym Wam już pisałam - z małą torebką pełną słodyczy. O poranku, bo pierwsze smakołyki miały być na zachętę. Jutro torebka pojawi się dopiero wieczorem, o ile oczywiście chłopcy będą grzeczni. Hehe, Starszy chyba się trochę boi, że od Mikołaja mógłby dostać rózgę, bo często mi się w przedszkolu na niego skarżą, a tu - już drugi dzień - wrócił bez skarg, a w dodatku - z pochwałką! Sama nie mogę wyjść z podziwu ;)

Z przedszkola pojechaliśmy wprost do biblioteki, skąd przywędrowały do nas kolejne książeczki. Jedną tradycyjnie już Starszy wybrał dla Młodszego, ale po powrocie do domu okazało się, że tak mu się spodobała, że nie chciał jej oddać bratu. Zresztą, Młodszy ostatnio nie jest zainteresowany nowościami. W kółko przerabia swoje cztery ulubione pozycje - "Lokomotywę" (zastąpiła "Koko", w końcu też o pociągu), "Falę", "Strusia na cisie..." i "Misia Maksa" (ewentualnie inną z Maksowych części). Dziś wieczorem, kiedy ja czytałam Starszemu nasze nowości, on męczył tatę o "Faję, faję..." - jak zwykł wymawiać tytuł książki Suzy Lee. 

Z biblioteki popędziliśmy wprost na pocztę, gdzie czekała na nas miła niespodzianka - duża koperta pełna fajnych książeczek. Jedną z nich czytaliśmy na dobranoc (wkrótce Wam o niej napiszę, bo jest genialna!), pozostałe - muszą poczekać na nas do jutra, bo wymagają wkładu pracy dzieci. Starszy nie mógł się już na nie doczekać! Przygotowując kolację, słyszałam przez ścianę jak zafascynowany opowiadał o nich mężowi. Cieszy mnie, że choć w naszym domu jest już tyle książek, on wciąż nie ma ich dość i tak ekscytują go kolejne nowości.

Komentarze

Popularne posty