Ja też chcę mieć rodzeństwo - Astrid Lindgren

Dla przyszłych mam, druga ciąża jest zupełnie innym przeżyciem. To, co przy pierwszej wydawało nam się nieznane i przerażające, jest - znane i bardziej/mniej przerażające w zależności od tego, jak przebiegł nasz debiut. 

A ja? Cóż, bałam się mniej - pierwszy poród upłynął bardzo przyjemnie (miałam nawet czas i siłę, żeby uciąć sobie drzemkę), już wiedziałam czym jest dziecko i co się z nim robi, a także psychicznie nastawiłam się na nieprzyjemności związane z połogiem. Były jednak dwie kwestie, które nurtowały mnie przez cały czas. Pierwsza - jak ja podzielę swoją macierzyńską miłość na dwa, czy będę potrafiła tak samo mocno kochać Młodszego, skoro dotychczas Starszy był dla mnie całym światem (no prawie, bo wciąż trochę miejsca zostawiałam dla jego taty ;)). Druga - jak mój Mały Brzdąc zareaguje na rodzeństwo.

Zaledwie rok wcześniej na świat przyszło dziecko mojej siostry, która była dla Starszego niemal drugą mamą. Mój syn, w ramach protestu, nie odzywał się do cioci przez tydzień! I jak tu się nie bać, mając w perspektywie coś takiego? Musiałam zacząć działać, żeby do podobnego przebiegu zdarzeń nie dopuścić. Szukałam, szukałam, aż... znalazłam! Co? Książeczkę Astrid Lindgren "Ja też chcę mieć rodzeństwo". Była to nasza pierwsza, obszerniejsza lektura. Starszy miał prawie dwa lata, ale dotychczas razem czytaliśmy głównie wierszyki. Bałam się czy podoła. Jak się okazało - niepotrzebnie. Książkę czytaliśmy przed porodem i jeszcze długo po nim. Jej fragmenty znaliśmy już na pamięć. Jestem przekonana, że to ona - w dużej mierze - pomogła nam przebrnąć gładko przez te pierwsze, nowe dla nas dni. 

"Ja też chcę mieć rodzeństwo" to historia Petera, który nie ma rodzeństwa (posiada tylko ciężarówkę), ale chciałby je mieć (bo wtedy można pchać wózek). Siła dziecięcych argumentów trudna jest do podważenia i za każdym razem wywołuje uśmiech na naszych ustach. Cóż jednak począć, gdy marzenie się spełnia, przy czym okazuje się, że rodzeństwo to nie tylko wózek do pchania, ale także znajdujący się w nim mały człowiek, który ciągle płacze, wymaga duuużo maminej opieki, a tata bardzo, bardzo go kocha. Nie pozostaje nic innego, jak się zbuntować. O tak, to najlepszy sposób, by zwrócić na siebie uwagę rodziców. Tyle tylko, że im bardziej Peter się buntuje, tym bardziej ma wrażenie, że rodzice go nie kochają. Jego punkt widzenia zmienia dopiero pewna rozmowa.

Książka jest naprawdę zabawna i lekka w odbiorze, choć porusza trudny i ważny, zarówno dla rodziców, jak i dla malucha, temat. Dokładnie opowiada o tym, co stanie się, gdy w domu pojawi się nowe dziecko, przygotowując tym samym nasze starsze pociechy na zmiany. Opisując niewłaściwe zachowania, otwiera nam pole do dyskusji o tym, czego robić nie należy. Pokazuje też, to co zrobić można. Dzięki niej, mój starszy syn, zamiast się buntować, stał się bardziej samodzielny, a ja - zamiast na psoty - mogłam liczyć na jego pomoc.

Komentarze

Popularne posty