Stymulować, a nie niszczyć!

Uwielbiam Internet, choćby dlatego, że mogę w nim szukać kolejnych ciekawych pozycji księgarskich dla moich dzieci. Szukając dziś czegoś, czego jeszcze byśmy nie przerabiali, trafiłam na forum poświęcone książkom dla dzieci, na którym (w 2007 roku) jedna z mam zadała pytanie, jakie książki dotykowe mogą jej polecić inne mamy. Z ciekawością zaczęłam czytać odpowiedzi, licząc na ciekawe źródło wiedzy i... jakże się zawiodłam. Kolejne posty stanowiły jeden wielki lincz na mamie, która odważyła się sięgnąć po coś takiego, bo przecież dziecko trzeba od początku katować poważnymi książkami, żeby wiedziało, co dobre, no a przede wszystkim należy nauczyć je szacunku do książek, a nie zabawy nimi! Im więcej postów czytałam, tym mocniej zastanawiałam się, czy powinnam się z nich śmiać, czy nad nimi płakać.

Przeraziło mnie, że mamy tak poważnie podchodzą do swoich dzieci, że całkowicie zapominają o tym, czym jest dobra zabawa. Przygotowują je już od małego do wyścigu szczurów, zapominając o tym, że przed nimi najpiękniejszy okres życia - dzieciństwo. Czemu dziecko nie miałoby sięgnąć po książeczkę dotykową? Co w niej złego? To, że maluch poznaje świat bajek nie tylko zmysłem słuchu, ale także dotyku? Całkiem niedawno uczestniczyłam w zajęciach rehabilitacyjnych ze Starszym, w czasie których spotykaliśmy dzieci mające problemy z przytulaniem się, reagowaniem na różne bodźce dotykowe i które do swej terapii potrzebowały m.in. tego typu książeczek. Nie czekajmy na kłopoty, zawczasu zafundujmy naszemu dziecku wiele różnych bodźców, które pozwolą mu prawidłowo rosnąć i rozwijać się. Książka, nauka, sport, zabawa - to wszystko jest bardzo ważne. W moim sąsiedztwie mieszka pewne małżeństwo, obydwoje konsekwentnie dążący do tego, by dać dzieciom wszystko, co najlepsze. Dodatkowe zajęcia w przedszkolu i indywidualnie. Młody - 4-letni - dumnie paraduje z plecakiem szkoły językowej. Wszystko byłoby pięknie, bo chłopak jest bardzo mądry, jak na swój wiek. Ma tylko jeden problem - w tej ciągłej pogoni nie ma czasu na to, by wyjść na podwórko i pobiegać za piłką. Nawet w przedszkolu ma problemy z rówieśnikami, bo mocno od nich odbiega. Swoim wymądrzaniem się psuje całą zabawę i dzieci zwyczajnie go unikają. Przyglądam się mu czasem i jest mi zwyczajnie żal. Być może dojdzie do czegoś, ale w swoim życiu spotkałam wielu ludzi, którym mocno toksyczni rodzice zniszczyli psychikę i życie. Czy musimy dążyć do tego, by nasze dzieci już w wieku 3 miesięcy czytały Encyklopedię? Dajmy im książeczki wykonane z różnych materiałów. Niech dotykają, wąchają, zgniatają. To w ciekawy dla dziecka sposób pozwoli oswoić się z książką, pomoże stymulować różne bodźce, w bardziej przystępny dla dziecka sposób przekaże im wiedzę o świecie (bo od samego czytania, ważniejsze jest czytanie ze zrozumieniem!) Nie bójmy się, że przez tego typu niemowlęce zabawy nasze dziecko nie będzie wiedziało czym jest szacunek do książki. Szacunku musimy uczyć sami i choćbyśmy otoczyli malucha tysiącem "dorosłych" książek i tak może przecież sięgnąć po kredkę i ozdobić je własną twórczością. Czyż nie?

Komentarze

Popularne posty