A kuku! Miffy w zagrodzie - Dick Bruna
Kupując Starszemu książki do poczytania w szpitalu, nie mogłam zapomnieć o Młodszym. W końcu jego też czekała niełatwa, nowa rzeczywistość - dwa dni bez mamy. Wchodząc do księgarni, liczyłam, że wyjdę z niej z jakąś książeczką o Maksie. Niestety, nie znalazłam żadnej. Kupiłam więc "A kuku! Miffy w zagrodzie", pamiętając o tym, jak wielkim zainteresowaniem Młodszego cieszyły się książki o zwierzątkach z serii "Poznaję i słyszę zwierzątka" Wydawnictwa Aksjomat. Sądząc po okrzykach radości w trakcie czytania oraz ilości powtórzeń, udało mi się trafić w gust syna.
Miffy to kolejny już - po książkach Astrid Lindgren i Erica Carla - opisywany przeze mnie projekt, który - pomimo upływu czasu - nie stracił na atrakcyjności. Zerkając na małą króliczkę, aż trudno uwierzyć, że powstała ona ponad 55 lat temu (w 1955 r.). Co prawda nie od razu wyglądała tak jak dziś - autor niejednokrotnie modyfikował jej wygląd, a nawet zmienił jej płeć (początkowo nic nie wskazywało na to, że mamy do czynienia z dziewczynką). Od początku jednak Miffy i otaczający ją świat charakteryzowała prostota typowa dla Dicka Bruna, który w swych pracach kierował się maksymą "Dla mnie mniej to więcej." O tym, że była ona trafiona, świadczy nieustająca popularność Miffy. Do dziś opublikowano o niej 30 historii w prawie 50 językach.


Komentarze
Prześlij komentarz
Znasz tę książkę? Lubisz ją? A może z jakichś względów Ci się nie spodobała? Podziel się ze mną swoją opinią, zostaw ślad. Niech wiem, że czytasz, że wracasz, że to co robię ma sens :)