Mama Mu nabija sobie guza - Jujja Wieslander


Pamiętacie Mamę Mu. Jakiś miesiąc temu pisałam Wam o tym, jak to budowała domek na drzewie. Odgrażałam się też, że jak tylko Średni wróci z wakacji, zamienimy się książkami. Tak też się stało, a że Mama Mu nas nie zawiodła, postanowiłam Wam znowu o niej napisać.

Tym razem Mama Mu nabija sobie guza. Nie zdradzę Wam w jakich okolicznościach. Dość będzie, jeśli napiszę, że wszystko za sprawą kolejnego niecodziennego - jak na krowę - pomysłu. Cóż począć, guz jest i trzeba go jakoś zwalczyć, a na guza najlepszy jest lód. Wystarczy poprosić przyjaciela o pomoc, a lód - zamiast na czole - wyląduje... we wronim brzuchu. W dodatku, mimo widocznych symptomów przejedzenia, Pan Wrona nie bardzo chce się do swego błędu przyznać. Nie jest łatwo powiedzieć przyjacielowi, że się go zawiodło. Zanim więc winowajca wyzna prawdę, czeka nas wiele ciekawych i zabawnych stron. 

Połączenie poważnego przesłania z dużą dawką dobrego humoru - tak najkrócej można by scharakteryzować książkę. Przeczytana raz, drugi, trzeci,..., setny, a mimo to nie potrafi nas znudzić. Spęczniały z przejedzenia Pan Wrona, jego słynna pióropleksja, Mama Mu z topniejącym szpinakiem na głowie - jak tu się nie uśmiechać. Szkoda tylko, że niedługo będziemy musieli książkę oddać. Na szczęście wówczas wróci do nas "Mama Mu buduje", a wkrótce sięgniemy zapewne po kolejne przygody tej niezwykłej krowy, żeby przekonać się, czym jeszcze może nas zaskoczyć.





Komentarze

Popularne posty