Nóż w palcu. Skaleczenie - Wojciech Feleszko

Mój syn od jakiegoś już czasu (będzie ponad rok) jest wiernym fanem serialu "Było sobie życie". W domu, poza pełną kolekcją filmów, mamy także książeczkę (o krwiobiegu i sercu), do lektury której nas notorycznie zmuszał. Oczywiście o samym czytaniu nie było mowy - za trudna dla niego. Z mężem na zmianę musieliśmy więc opowiadać własnymi słowami, co się dzieje na zdjęciach i rysunkach. Obydwoje mieliśmy już serdecznie dosyć, bo ile można - nawet rodzice mają granice swej cierpliwości. Nic jednak nie pomagało - zawsze ją gdzieś znajdował, albo przypominał sobie o niej, gdy już, już mieliśmy cichą nadzieję, że zapomniał ostatecznie. Pozostały dwa wyjścia. Pierwsze, metoda drastycznego odstawienia, czyli "Nie, nie będziemy już tego czytać!" albo... mały podstęp. 

Ulubioną książkę najlepiej zastąpić inną. Tylko jaką? Zastanawiałam się bardzo długo, aż trafiłam na stronę Wydawnictwa Hokus Pokus. Znalazłam tam książkę "Lądowanie Rinowirusów. Przeziębienie". Tego samego dnia zamówiłam ją przez internet, a kiedy - według mojego subiektywnego spojrzenia - książka długo nie przychodziła, zdążyłam odwiedzić tradycyjną księgarnię i kupić w niej "Nóż w palcu. Skaleczenie". To druga część serii "Na sygnale" poświęconej medycznym przygodom rodziny Nosków, których z opresji ratuje przesympatyczny dr Orzeszko. 

Komu z nas nie zdarzyło się kiedyś skaleczyć lub zranić? Nie musiał to być od razu nóż w palcu, ale otarcie do krwi kolana czy łokcia. Bardzo to popularne, szczególnie wśród dzieci. Warto więc wytłumaczyć maluchom, że to jeszcze nie koniec świata. Nawet jeśli wiernie nie śledzą wszystkich książek czy filmów o budowie ludzkiego ciała, z pewnością ich to zainteresuje. Czemu? Bowiem Wojciech Feleszko ma niezwykły dar opisywania wszystkich medycznych pojęć w zrozumiały dla każdego sposób. Ma też szeroką wiedzę, gdyż z zawodu jest lekarzem. Z jednej strony zamiłowanie do medycyny, z drugiej - zdolności humanistyczne. Rzadkie to i bardzo cenne połączenie - gdyby wszystkie książki do Biologii były opisane w ten właśnie sposób, z pewnością nie miałabym z nią problemów. 

Przejdźmy jednak do samej lektury. Rodzina Nosków zaczyna właśnie kolejny dzień życia. Jest on jednak nieco inny niż zwykle. Dzwoni budzik, ale... zostaje niechcący wyłączony. Nic więc dziwnego, że kiedy wreszcie cała rodzina staje na nogi, wszystkie czynności wykonuje w pośpiechu, a w takich warunkach łatwo o wypadek. Nie czekając na rodziców, Julka przygotowuje sobie kanapkę do szkoły i... nóż wbija się w jej palec. Krzyk, wrzask, rwetes... tata blednie, brat się wymądrza, tylko mama zachowuje zimną krew. Zabiera córkę do szpitala, do dr Orzeszko. W między czasie autor w zrozumiały sposób opisuje co się dzieje z palcem i w palcu. Opowiadaniu towarzyszą ciekawostki, które są dodatkowym wyjaśnieniem trudnych dla malucha medycznych pojęć. Spotykając dr Orzeszko także dowiadujemy się paru interesujących rzeczy.

Jak dla mnie książka jest rewelacyjna! I to nie tylko dlatego, że uwolniła mnie z obowiązku lektury Alberta Barillé'a. W odróżnieniu do "Było sobie życie", "Nóż w palcu" jest po prostu dużo bardziej przyswajalny dla maluchów. Dla rodziców także. Spodobał się nie tylko mi, ale i Starszemu, i jego tacie również. Spodobał się ponadto dziecięcym pacjentom szpitala na Niekłańskiej, w którym wycinaliśmy migdałki, oraz ich opiekunom. Wszyscy słuchali z zapartym tchem i pytali co to takiego!

Komentarze

Popularne posty