Prosiaczek i lampka nocna - Disney

Pamiętacie małą wróżkę Amelkę i jej "Nocne strachy". Pisałam o niej już jakiś czas temu. Kupiliśmy ją jako lekturę na oswojenie wieczornych lęków Starszego. Dla tych, którzy z jakichś względów nie chcą czytać chłopcom różowych książek (choć my nie mamy absolutnie nic przeciwko temu!), proponujemy tym razem coś bardziej uniwersalnego - współczesną wersję Kubusia Puchatka.

Egmontowskiemu Kubusiowi co prawda daleko do oryginału stworzonego przez Alana Alexandra Milne. Uproszczony tekst rekompensować ma duża ilość kolorowych disneyowskich grafik. Z reguły jestem przeciwna streszczeniom lub wymyślonym kontynuacjom Disneyowskich bajek, ale akurat seria książeczek o Kubusiu Puchatku bardzo mi się spodobała. Starszy dostał ją na 1 urodziny - 10 różnych tomów, a wśród nich znalazł się właśnie "Prosiaczek i lampka nocna". 

Książka leżała u nas na półce przez długi czas. Starszy był do niej za młody - gdy miał rok, przerabialiśmy raczej książeczki obrazkowe, unikając długich - jak na tamten okres - opowiadań. Tak naprawdę odkryliśmy ją, gdy mieliśmy już w domu Amelkę i czytaliśmy niemalże jednocześnie - albo obydwie jednego wieczoru, albo na zmianę: jednego dnia jedną, drugiego - drugą.

Fabuła "Prosiaczka i lampki nocnej" zbliżona jest do "Nocnych strachów". Tak jak Amelka i jej przyjaciel, tak i Kubuś z Prosiaczkiem spędzają pierwszą noc poza domem - pod namiotem. Po drodze natykają się na jakiś niepokojący cień. Na szczęście, okazuje się, że to tylko Sowa, która bezpiecznie prowadzi ich do obozowiska. Tu na przyjaciół czekają już pozostali mieszkańcy Stumilowego Lasu, a rozwiązaniem ich wszystkich strachów i problemów - jak w Amelce - jest światło. Może nie lampka nocna, którą Prosiaczek zostawił akurat w domu, ale wszystkie jej odpowiedniki - latarka Tygryska, płomień ogniska, latające wokół świetliki czy świecące na niebie gwiazdy i księżyc. Z nimi nie jest już wcale tak strasznie, a Prosiaczek może spokojnie pogrążyć się we śnie.

Komentarze

  1. Znam. Całkiem fajna książeczka.
    Rocznym książeczek z dłuższym tekstem nie trzeba czytać rocznym czy ciut starszym lub młodszym maluchom, wystarcza opowiadać, co jest na obrazkach lub wymyślać jakąś historyjkę. Kiedyś dla mnie coś takiego było nie do pomyślenia, ale od kiedy opiekuję się wiercipiętkiem umiem nie czytać treści tylko opowiadać z głowy. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Znasz tę książkę? Lubisz ją? A może z jakichś względów Ci się nie spodobała? Podziel się ze mną swoją opinią, zostaw ślad. Niech wiem, że czytasz, że wracasz, że to co robię ma sens :)

Popularne posty