Moja pierwsza świąteczna kolorowanka


Pisałam Wam już o kreatywnych kolorowankach świątecznych dla starszych dzieci ("Kolorowe bazgroły na świąteczne stoły"). Tym razem - dla odmiany - mam coś dla młodszych (przedszkolnych, choć i 2-letni Młodszy się w tym odnajduje). To moja pierwsza świąteczna książeczka zakupiona w tym roku. Od razu mi się spodobała, bo jest trochę inna niż wszystkie, które dotychczas przerabialiśmy. A dzieciaki? Dzieciaki też przyjęły ją znakomicie.

Starszy wrócił tego dnia z przedszkola okrutnie zmęczony. Ciągle się krzywił i narzekał, a ja nie mogłam już patrzeć na jego smutną minę. "A może chcesz coś pokolorować?" - zapytałam z nadzieją na poprawę humoru. Książeczki jeszcze nie widział, ale już na wszelki wypadek zrobił swoją nadąsaną minę i powiedział stanowczo "Nie!". Nie, to nie! Wzięłam Młodszego i razem usiedliśmy przy stoliku, a gdy oglądaliśmy obrazki, by wybrać właściwy, za naszymi plecami pojawił się Pan Maruda. Początkowo przyglądał się tylko bez słowa, ale gdy dotarliśmy do środka i trafiliśmy na naklejki - oczy mu zabłyszczały. "Do czego te naklejki?" - zapytał. "Do naklejania" - odpowiedziałam złośliwie i przeglądałam dalej. Widziałam, że jest już bardzo ciekawy, ale kiedy zobaczył na końcu labirynt - ostatecznie nie wytrzymał. Uśmiechnął się od ucha do ucha i zawołał: "O, labirynt! Uwielbiam labirynty!" Przysiadł się do nas, odnalazł drogę, a później sam już chwycił za kredki i tak sobie dłuuugo we dwóch malowali. We dwóch, a następnego dnia nawet we trzech, bo świąteczna kolorowanko-wyklejanka wciągnęła ich wszystkich. Starszy, który w sumie nie przepada jakoś mocno za kolorowaniem, nie chciał wypuścić jej z rąk. 

"Moja pierwsza świąteczna kolorowanka" zawiera kilka dużych i wyraźnych obrazów - z powodzeniem mogą więc przysiąść do niej nawet najmłodsze (acz posługujące się już kredką) dzieci. Znajdziemy na nich typowo świąteczno-zimowe motywy jak zabawy na śniegu, choinka, Mikołaj pędzący na saniach, elfy uwijające się przy produkcji zabawek, udekorowane świątecznie domy. Na ilustracjach w druku zostało pokolorowane już tło - dla maluchów zostaje więc to, co wewnątrz, ale i wewnątrz jest tego sporo. W dodatku, gdy kolorowanie okazuje się już nużące, zawsze można sięgnąć po naklejki i obrazki dodatkowo przyozdobić. 

Na zamalowanie całej książeczki chłopcy potrzebowali dwóch dni, choć przyznać się muszę, że jeden obrazek pomalowałam osobiście. Cóż, przy dzieciakach czasem sama czuję się jak dziecko! :)

Komentarze

  1. O, widzę, że nie tylko ja lubię kolorować ;-)
    Pozdrawiam
    Bruy-ere

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Znasz tę książkę? Lubisz ją? A może z jakichś względów Ci się nie spodobała? Podziel się ze mną swoją opinią, zostaw ślad. Niech wiem, że czytasz, że wracasz, że to co robię ma sens :)

Popularne posty