Tato, popłyńmy na wyspę - Markus Majaluoma
Do przeczytania tej książki namawiałam Starszego już od dłuższego czasu, ale zawsze coś wolał bardziej. W końcu zaczęłam się zastanawiać, co z nią jest nie tak, że mój syn omija ją tak wielkim łukiem. Przyjrzałam się okładce i... "Brrr, potworna" - pomyślałam. Może, ale dziś wiem, że żadna inna nie oddałaby lepiej charakteru głównych bohaterów.
Spotykając się z odmową Starszego, postanowiłam, że książkę przeczytam najpierw sama, bo może nie warto, może niewiele stracimy odpuszczając ją sobie. Jednak już w połowie wiedziałam, że o ile przełamie pierwszą barierę, to na bank spodoba mu się. To historia ojca - takiego zmęczonego pracą i życiem, który najchętniej usiadłby w fotelu i odpoczywał. Ma jednak mały problem. I to nawet nie jeden, ale całe trzy. To dzieciaki, które - kiedy już zgadza się zabrać je na wycieczkę (bo przecież OBIECAŁ!), dobitnie dają mu w kość. Ojciec jest jednak wyrozumiały i cierpliwy, aż nad wyraz. Cała historia jest mocno przerysowana, ale dzięki temu baaardzo zabawna. Czytając, ogromnie się uśmiałam!

My mamy na swoim koncie "Tato kiedy przyjdzie święty Mikołaj" i z chęcią przeczytałabym inne części o tacie ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że wkrótce my też sięgniemy po kolejne! :) A póki co "Tato, kiedy przyjdzie święty Mikołaj" wymieniliśmy w liście do Świętego Mikołaja, obok wielu, wielu innych... może akurat się trafi :)
OdpowiedzUsuń