Zdążyć na mecz - Krzysztof M. Wiśniewski


W naszym domu nie może zabraknąć książek "piłkarskich". Wujek mojego męża był trenerem, mój mąż wraz z bratem kopali więc piłkę już od dzieciństwa i choć dziś obydwaj  biegnąc za nią dostają zadyszki, to zamiłowanie do tego sportu wciąż w nich pozostało. Tata bardzo liczył, że Starszy pójdzie w jego ślady. Niestety, problemy ze zdrowiem mogą mu na to nie pozwolić. Póki co jednak, chłopcy oglądają razem mecze, a ostatnio - za sprawą pewnego prezentu - także razem o piłce czytają.

Nie spodziewajcie się, że to, co Wam dzisiaj pokażę będzie literaturą wysokich lotów. Nie, tego na pewno o tej książeczce powiedzieć nie można. To lekkie i przyjemne opowiadanie o chłopcach, którzy są spersonifikowaną wersją maskotek stworzonych na potrzeby EURO 2012. Sztywna oprawa, kartonowe strony, kolorowe obrazki, niezbyt dużo treści - pozycja ta doskonale nadaje się już dla maluchów, które chcielibyśmy wprowadzić w piłkarski świat. Ot, taka przyjemna przerwa między ambitniejszymi książkami. 

Starszy od początku bardzo ją polubił. Cóż, o piłce w domu trochę się mówi. Treść więc jest dla niego interesująca. Często podsuwa nam ją do poczytania, a później z radością odpowiada na wszystkie znajdujące się przy końcu pytania. Nie ma ich wiele, ale jemu - nawet często powtarzane - wciąż sprawiają przyjemność. Dodatkową atrakcją jest dla niego pojawiający się na kilku stronach Stadion Narodowy. Bardzo lubi go oglądać. Może dlatego, że od małego - podróżując do pewnej przyszpitalnej przychodni - mógł obserwować kolejne postępy w jego budowie, nie mogąc się doczekać końca. Teraz pora, by tata pokazał mu stadion nie tylko na książkowym obrazku, ale w rzeczywistości. I to nie tylko na zewnątrz, ale także i od środka.


Komentarze

Popularne posty