Dzień Dziecka w Bullerbyn - Astrid Lindgren

Dzień Dziecka zbliża się wielkimi krokami, a w zasadzie jest już u progu. Starszy nie mogąc się doczekać swego święta już od dwóch tygodni zaraz po wstaniu wypytywał: "Tato, czy to już dziś?" Ech, a kiedy usłyszał, że to już jutro... emocje wzięły górę nad rozsądkiem i biedak z wrażenia nie mógł zasnąć. Już się bałam, że nie uda mi się dzisiaj napisać dla Was tej recenzji, a ta do okoliczności jak najbardziej pasuje. 


Całą kolekcję ilustrowanych książeczek o dzieciach z Bullerbyn znaleźć można w biblioteczce Średniego, choć może bardziej trafnym byłoby napisać, że w biblioteczce jego mamy - w końcu to jej ukochana lektura z dzieciństwa. My, odpowiednio do okazji, podkradamy z tej biblioteczki kolejne tytuły. Jeden przed Bożym Narodzeniem, kolejny teraz... a jutro przysiądziemy do wspólnej lektury. 

Chłopcy książkę już dobrze znają, ale kiedy - jak nie przy takiej okazji - najlepiej do niej powrócić, by przypomnieć sobie, jak to z tym Dniem Dziecka w Bullerbyn było. Ech, bo to nie takie zwyczajne święto, jak u nas. Z górą prezentów i tysiącem atrakcji typu lody, kino, zoo, czy różnego rodzaju place zabaw. Po pierwsze, w Bullerbyn dotychczas takiego święta nie obchodzono. Po drugie, jak można by było niegrzecznie rzec - to taka wieś zabita dechami, w której o kinie, zoo czy różnego rodzaju salach z tysiącem zabawek i torami przeszkód nikt jeszcze nie słyszał, a może słyszał (jak o Dniu Dziecka), a po prostu nie widział. Trudno powiedzieć. Dość, że takich atrakcji tam nie ma. Jest za to coś, czego wiele ze współczesnych dzieciaków nigdy nie zazna. Niezwykła wspólnota, niczym nieograniczona swoboda, czyste powietrze i uroki wiejskiego klimatu. Tysiące zabawek zastępuje zaś bujna wyobraźnia i pomysłowość. Cóż, jedne koncepcje zabaw są gorsze, inne lepsze, ale przecież człowiek uczy się na błędach. Zwłaszcza młody człowiek, który w życiu jeszcze niewiele przeszedł. Ostatecznie udaje się urządzić Dzień Dziecka, który młodej Kerstin (bo wszystko powstaje z myślą o niej, najmłodszej członkini całej bullerbyńskiej społeczności) przypadnie do gustu. Jaki? Bullerbyński oczywiście, bo czasem prostota jest lepsza od wymyślnych rozwiązań. Wiem, bo sama widzę, jak Starszy i Średni kochają wizyty u rodziny na wsi. Krowy, kury, koty, świeże mleko, ogrom czystego powietrza, swoboda... ech, marzą mi się już wakacje. Może teraz dla odmiany ja będę się budziła codziennie i pytała: "Tato, czy to już lato?" 

Komentarze

Popularne posty