Basia i podróż, Basia i alergia - Zofia Stanecka


Ostatnio na blogu zrobiło się Basiowo. Nasz konkurs w trakcie, kto jeszcze nie wziął udziału - zapraszam, a ja tymczasem już spieszę z Basiową recenzją. I to nie jedną, a aż dwoma. 

Moi chłopcy poznali Basię już wcześniej. Z malutkich kartonowych książeczek o "Basi, Franku i..." oraz ze zbiorów Basiowych zadań, które rozwiązywali z wielką przyjemnością. Obydwaj mieli też niedawno okazję wysłuchać fragmentu jednej z Baś czytanego przez Marię Seweryn w warszawskim teatrze Bajka przy okazji przedstawienia poświęconego wierszom Tuwima pochodzącym z egmontowego zbioru "Wiersze dla dzieci". Mimo tych kilku wspólnie spędzonych chwil, nie przypuszczałam nawet, że tak bardzo się ucieszą na wieść o domowej lekturze. Pewnego dnia, wieczorową porą, tak od niechcenia rzuciłam w powietrze:
- Mam Basię. Kto chce posłuchać?
I okazało się, że słuchać chcą wszyscy. Co więcej, tata zgłosił się na ochotnika do roli lektora. Chwilę później z jego ust popłynęła historia pewnej niezwykłej podróży. Tego dnia Młodszy słuchał jej jeszcze raz. Starszy zaś porzucił czytany ostatnio przed snem wielorozdziałowy tomik na rzecz opowiadania o kłopotach zdrowotnych Basi. Wszystko na własne życzenie. Cóż, Basi nie da się nie lubić. Nawet będąc chłopcem.

"Basia i podróż" to historia, która i mnie, i Starszego niezwykle ubawiła. Młodszy, choć słuchał zaciekawiony, zdecydowanie odbierał ją inaczej niż my. Chłonął ją w pełnym skupieniu, gdy my zaśmiewaliśmy się głośno, bardzo głośno. Cóż, było z czego, bo oto mama Basi stanęła przed nie lada wyzwaniem. Miała zawieść swą ukochaną trójkę na Wielkanoc w góry. Cóż w tym wielkiego? No, niby nic. Przecież niejeden tata za kierowcę wyprawy rodzinnej robił nie raz. Problem w tym, że koło taty zwykle siedzi mama i gdy przypasane już dzieci przypomną sobie o zapomnianym krokodylu, jedno z nich zostaje z dziećmi, a drugie biegnie do domu. Mama Basi nie miała męża u boku. Co prawda pomógł on rano spakować walizki do auta, ale później na jego pomoc nie mogła już liczyć. Musiał bowiem jechać do pracy, gdzie zatrzymały go służbowe obowiązki i nie pozwoliły na wyjazd z rodziną. W momencie, gdy okazało się, że w aucie brakuje zabawki pojawiły się więc dwa wyjścia. Opóźnić wyjazd i wrócić z całą trójką, lub narazić się na ból głowy już na starcie. Ha, do wyboru wersja gorsza i jeszcze gorsza, a to dopiero początek. O kłótniach w aucie, głodzie i brudzie, nawet nie wspomnę, bo to przecież matczyny standard. Mniej standardowo robi się jednak, gdy... auto się psuje! Jak reaguje mama? Dzwoni do taty? Nic z tego, bo... w pośpiechu zapomniała naładować telefon. Pozostaje jej zawołać "Wymiotki", albo "Do jasnej Anielki", albo... coś równie brzydkiego i albo załamać ręce, albo przystąpić do działania. Oj, dzieje się w tej książce, dzieje. Więcej szczegółów jednak nie zdradzę, nie chcąc Wam odbierać przyjemności czytania. Dodam tylko, że lektura jest nie tylko ciekawa, ale i szczyptę edukacyjna. Pani Zofia w lekki i bardzo zabawny sposób przemyca małe co nieco o tym, jak radzić sobie z emocjami. 

Druga historia - "Basia i alergia" - jest poważniejsza. Owszem, towarzyszy jej pewna dawka humoru, choć temat jest zdecydowanie nie do śmiechu. Basia, po całym dniu spędzonym z ukochanym koniem, dostaje duszności. Kuzyn podchodzi do tego z charakterystyczną dla dzieci lekkością, dorośli się jednak mocno niepokoją. Basia trafia więc do szpitala, gdzie zostaje podłączona do tlenu, a następnie otrzymuje zastrzyk hydrocortizonu. To tu dowiaduje się też, że od dziś, jej kontakt z ukochanymi końmi musi zostać ograniczony. Sytuacja ciężka, ale mama Basi jak zwykle sobie świetnie z nią poradzi. Nie zdradzę jak, bo książkę warto przeczytać z własnymi dziećmi. Nie tylko wtedy, gdy te są alergikami. Książka może być pomocna także w innych trudnych życiowych sytuacjach - przy okazji wizyty w szpitalu, gdy dziecko lęka się szczepień, jest cukrzykiem lub z jakichś innych przyczyn jest zmuszone do rezygnacji z rzeczy czy czynności, które kocha. Basia uczy dostrzegać w życiu pozytywne strony. Owszem, smuci ją fakt, że nie może głaskać ukochanych zwierząt, ale przecież mogło być gorzej - mogła mieć alergię także na zabawki :) Ciepło, czule, z miłością i nutką ciepłego uśmiechu - tak właśnie o sprawach trudnych pisze Zofia Stanecka.



Basia i podróż, Basia i alergia
Wydawnictwo: Egmont
Tekst: Zofia Stanecka
 Ilustracje: Marianna Oklejak
Oprawa sztywna.
Format: 210x250
Stron: 24
Wiek: 4-10

Komentarze

  1. Basi i alergii jeszcze nie mamy, ale z dusznościami mieliśmy do czynienia, więc na pewno zajrzymy! A B.i podróż czytaliśmy w podróży, jadąc samochodem :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Straszna książka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Znasz tę książkę? Lubisz ją? A może z jakichś względów Ci się nie spodobała? Podziel się ze mną swoją opinią, zostaw ślad. Niech wiem, że czytasz, że wracasz, że to co robię ma sens :)

Popularne posty