Lodowy smok - George R. R. Martin


George R. R. Martin w świecie fantasy ma już renomę. To jeden z czołowych autorów tego gatunku. Jego saga "Pieśń Lodu i Ognia" już jakiś czas temu sprawiła, że nie mogłam spać po nocach. Oderwanie od kolejnych tomów graniczyło z cudem. Najpierw pochłonęłam je wszystkie - tysiące stron, a później... poczułam niedosyt. Cóż, pozostawało czekać i wierzyć zapowiedziom, że w końcu nastąpi ciąg dalszy. Autor okazał się jednak gołosłowny. Mijają kolejne lata - Martin realizuje się uczestnicząc w tworzeniu ekranizacji dzieła, a czytelnicy czekają. Osobiście powoli zaczynam wierzyć, że zakończenie historii zobaczę wcześniej w serialu, niż na łamach książki. Nie ukrywam, że mnie to boli. Jednak, pomimo tej rodzącej się we mnie urazy do autora, jego twórczość dalej sobie cenię. To dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, gdy moje dziecko dorośnie do lektury "Lodowego smoka". I oto właśnie nadszedł ów dzień. 

Ostatnio - jak wiecie - w biblioteczce Starszego królowały pozycje zgoła ambitne. Takie, które traktują młodego czytelnika "na poważnie" - wielowątkowe i choć bez ilustracji (lub z niewielką ich ilością w wersji czarno-białej) to słowem doskonale oddające niezwykłe światy, pobudzające wyobraźnię. "Nie kończąca się historia", "Piotruś Pan i Wendy", "Momo" - to właśnie one. "Lodowy smok", jako kolejny na naszej liście, nie miał więc łatwo. Oczekiwania były duże. Szczególnie z mojej strony. Może za wysoko postawiłam poprzeczkę? Znając Martina, jego talent - oczekiwałam wielowątkowej POWIEŚCI na miarę "Nie kończącej się historii". Takiej, która pokaże dzieciom, jak niezwykły może być świat fantasy. Zachęci do sięgania po inne pozycje z gatunku. Tymczasem, co otrzymałam? Pięknie wydaną BAŚŃ. Sztywna oprawa z drukowaną nakładką, czarno-białe szkice, ponad 100 stron zapisanych dużą czcionką, a więc idealnych do pierwszych samodzielnych przygód z książką w dłoni. Tym razem jednak ta czcionka trochę mnie zawiodła. Duża liczba stron nie przełożyła się bowiem na dużą ilość treści. Może nie jest jej mało, ale zdecydowanie nie tyle, ile się spodziewałam, czy nie tyle - ile bym chciała. 

Starszy na szczęście spojrzał na tę pozycję zupełnie innym okiem. Bez zawyżonych oczekiwań, bez maminych uprzedzeń. Od razu zanurzył się w świecie BAŚNI, a nie - jak ja - POWIEŚCI FANTASY. I - ku mej uciesze - całkowicie pochłonęła go książkowa rzeczywistość wypełniona groźnymi smokami. Czasem trochę drżał (taki z niego wrażliwiec), ale z zapartym tchem słuchał kolejnych rozdziałów. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, jak skończy się ta dramatyczna, a czasem nawet brutalna historia małej Adary - dziewczynki zrodzonej podczas zimowych mrozów, której serce niejako zmrożone jest lodem.

Dobrze, muszę przyznać, że historia jest piękna. Taka trochę niczym baśń o Królowej Śniegu. Porywa wyobraźnię, trzyma w napięciu, ale ostatecznie dobrze się kończy. Zwycięża odwaga i miłość. To one topią wszelkie lody. Baśniowej opowieści towarzyszą też baśniowe ilustracje. Ach, i to jakie! Czarno-białe szkice Yvonne Gilbert. Jednym razem stateczne, innym - dynamiczne. Naprawdę trudno oderwać od nich wzrok.

Cóż, zamiast narzekać, powinnam więc książkę chwalić. To niniejszym czynię. Nastawcie się na piękną baśń, a lektura pochłonie Was niczym mojego syna. W końcu to pozycja dla dzieci, a nie dla zrzędzących, oczytanych i mających nadmierne oczekiwania mam ;)
 
 
Lodowy smok
 Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Tekst: George R. R. Martin
Ilustracje: Yvonne Gilbert
Oprawa twarda 
Format: 135x200    
Stron: 106
Wiek: 7+
 

Komentarze

Popularne posty