The Game of...: Paluszkowa wyprawa, Zabawa liniami, Gra w kolory, Gra luster i Graj w kolory - Hervé Tullet


W ostatnim poście wspominałam Wam o kreatywności mojego młodszego syna. Musicie wiedzieć, że gdy o kreatywność w odniesieniu do książki dziecięcej idzie, dla mnie niedoścignionym wzorem pozostaje Hervé Tullet. Francuski autor, który zaprasza dzieci do niezwykłego świata. Świata, w którym jedna kreska potrafi nabrać tysiąca nowych znaczeń. 

Każdy, kto choć trochę interesuje się fotografią, wie, jak ważny jest punkt widzenia. Tę samą rzecz przedstawić można na tysiąc różnych sposobów, choć osoby z fotografią nie obyte na swych zdjęciach powtarzać będą ten sam lub bardzo zbliżony kadr. Uwierzycie? Tysiące sposobów, tysiące możliwości, a my stale powielamy jeden schemat! Dokładnie tak samo jest z innymi dziedzinami naszego życia. Dlatego już od małego warto uczyć dzieci nietypowego patrzenia na świat. Dostrzegania tego, co nieoczywiste. Tak rozbudowana kreatywność przyda się nie tylko przyszłym fotografom, ale także wszelkiej maści artystom plastycznym, muzycznym, literackim, specjalistom od marketingu, PR-u, reklamy, projektantom i dekoratorom wnętrz, osobom szukającym pomysłu na własną firmę, nauczycielom, szkoleniowcom, ale także kucharzom, cukiernikom, sprzedawcom. Tak, kreatywność przydaje się niemalże w każdej dziedzinie naszego życia. Odpowiednio wykorzystywana zwiększa nasze szanse na rynku pracy, a czy - jako rodzice - nie myślimy o tym, by swoim dzieciom zapewnić dobrą przyszłość. I, bynajmniej, nie mam tu na myśli lepszych zarobków. Owszem, pieniądze też są ważne, ale kreatywność sprawia, że każdy dzień naszego życia staje się nowym wyzwaniem. Szukamy nowych produktów, sposobów, rozwiązań. Nie dajemy się rutynie i nudzie. Czerpiemy satysfakcję i radość z tego, co robimy. Zadbajmy więc o to, by nasze dzieci od małego patrzyły na świat "inaczej". Tu z pomocą przychodzi nam właśnie Tullet. Sympatyczny, pełen życiowej energii i pomysłowości Francuz. Autor nietypowych książek dla dzieci. Dlaczego nietypowych? Bo Tullet bawi się formą, kolorem, kształtem. Wychodzi poza wszelkie szablony. W rzeczach oczywistych dostrzega to, co nieoczywiste. Dowodem na to jest choćby seria "The Game of..." skierowana do najmłodszych "czytelników". Kartonowe książeczki pełne są dziur, prostych obrazów i podstawowych barw. Cóż, jak widać, niewiele trzeba by zbudować dzieciom niezwykły świat, by rozbudzić ich wyobraźnię i zaprosić do zabawy. Płodność autora, liczba tytułów dowodzi, że zabawy te mogą nie mieć końca. Tak, pięciotomowa seria, o której pisałam Wam już TUTAJ, rozrosła się właśnie o kolejnych 5 tytułów. Kreatywna zabawa z dzieckiem? Zobaczcie jakie to proste!

"Paluszkowa wyprawa" 

Pamiętacie "Paluszkową olimpiadę"? Doczekaliśmy się właśnie drugiego tomu z przygodami naszych własnych palców. Wystarczy, że dorysujemy im oczy i usta, a może też nos, okulary, włosy, chustę na głowę (tu ogranicza nas wyłącznie nasza wyobraźnia)... i już możemy realizować się jako aktorzy w kukiełkowym, tfu, znaczy paluszkowym, teatrze. Tym razem zamiast na olimpiadę, wyruszymy w podróż. Polecimy samolotem, zwiedzimy Paryż, pojeździmy na nartach, popłyniemy łodzią podwodną, wykąpiemy się w morzu, trafimy nie tylko na pustynię, ale nawet w kosmos. Wszędzie tam towarzyszyć nam będą nasze palce. To one odgrywają role turystów, a nasze dziecko poruszając nimi trenuje motorykę małą. O wprawną dłoń warto dbać od małego. Przyda się, gdy dziecko będzie uczyło się posługiwać kredką, ołówkiem, długopisem. Z perspektywy malucha lepsze to, niż późniejsze żmudne kreślenie szlaczków. Ale to nie wszystko, książka trenuje też wyobraźnię. Wszak dialogi pomiędzy naszymi bohaterami wymyślić musi samo. No, może z niewielką rodzicielską pomocą. Tak na zachętę. Jak będą one brzmiały? Co powie narciarz do snowboardzisty? (Pewnie, nie psuj mi stoku ;)) Jak przywita się marynarz z kąpiącą się w morzu pięknością? Może w jakimś obcym języku? Hi? Ciao? Ola? Oi? A jak zareagują turyści na widok Wieży Eiffla? Te same scenki mogą mieć za każdym razem inny przebieg. Dzięki temu nie ma mowy o nudzie. Tak oto jedna książka zyskuje wiele treści. 


"Zabawa liniami"

Uwaga, uwaga! Przygotujcie się na prawdziwy oczopląs. Paski, kreski, szlaczki, wstążki i tylko dwa kolory: intensywna żółć i neonowy róż. To mniej niż u Kieślowskiego, ale szybko przekonacie się, że w tym wydaniu to aż nadto. Z tych dwóch kolorów stworzyć można bowiem niejeden wzór. Pionowy, poziomy, falujący i prosty, zaokrąglony i w kratkę - ta także może być pozioma lub skośna, grubsza i drobniejsza. Niby tylko 14 stron, ale dają nam one prawie 50 różnych możliwości, prawie 50 różnych zestawień, a jeśli książkę obrócimy "do góry nogami" tę liczbę mnożymy razy dwa. Do zabawy z tą książką zaprosić możemy już naj, najmłodsze dzieci. Intensywne, kontrastowe barwy będą widoczne nawet dla niemowląt. Nie musimy się ograniczać do czerni i bieli. Z czasem możemy przecież wprowadzić dziecku nowe kolory. Z początku będzie je tylko obserwowało, ale z wiekiem samo przystąpi do tworzenia różnych kompozycji. To naprawdę bardzo proste, ale jakże kreatywne zadanie. I wciągające! Przekonacie się o tym, gdy Wasze dziecko chwyci książkę w dłoń. Zapewniam, że długo jej nie wypuści. Tak, te wzory są naprawdę hipnotyzujące!

 
 

"Gra w kolory" 

Tullet ma talent. Prostym rzeczom nadaje życia, sensu, magii. Weźmy dla przykładu takie kolorowe kwadraciki. Każdy jest inny. Duże są w barwach prostych: niebieski, czerwony, żółty. Małe - w barwach złożonych: fioletowy, zielony, pomarańczowy. Jak się one zrodziły? Francuz traktuje to pytanie bardzo dosłownie. I oto mały kwadracik zyskuje swoich rodziców. Tak prosty kształt nabiera ciepła, staje się nam bliski, jest jak człowiek, który dziedziczy swe cechy po rodzicach. Taka zabawa kolorem i kształtem ma  charakter edukacyjny. Maluchy zapamiętują, jak wygląda kółeczko, a jak kwadrat, czy trójkąt. Uczą się nazw kolorów, a z czasem wiedzą także, jak one powstają. Książka jest prosta, niepozorna, ciepła. Chce się do niej powracać, a powracając - łatwo chłonie się wiedzę.


"Graj w piłkę" 

Patrząc na tę książkę przychodzi mi na myśl "Książka z dziurą" - tulletowa wielkogabarytowa kolorowanko-mazanka, którą także mamy na swojej półce (nawet z autografem autora). Tam kluczową rolę odgrywa wielka dziura, która raz przybiera twarz dziecka, innym razem staje się olbrzymim wieżowcem, a jeszcze innym - rondem, paszczą, okiem, koszem na śmieci, czy tablicą do rzutek. Tym razem jest trochę podobnie, choć jednak inaczej. Zamiast jednej dziury w czarno-białej książce, mamy wiele dziurek w kolorowej rozkładance. Ta książkowa harmonijka z jednej strony jest swego rodzaju punktowaną tarczą do rzutek, z drugiej - pozwala nam trenować różne dyscypliny sportu: koszykówkę, piłkę nożną rugby, tenis i golfa. Wystarczy wziąć kawałek papieru, zgnieść go w kulkę (fajne ćwiczenie motoryczne) i rzucić do celu. W ten sposób ćwiczymy też koordynację na linii ręka-oko. Ot, przyjemne z pożytecznym. Proste i pomysłowe. Wkręcił się nawet mój młodszy syn, który ma nie 3, lecz 8 lat :)


"Gra luster" 

To książka - lustro, w której - może nie nazbyt wyraźne, ale jednak - zobaczycie swoje odbicie. Za każdym razem inne. Wpisujące się w różne wzory i kształty. Raz z przysłoniętym okiem, innym razem - nosem. Znajdujący się w książce wizjer oraz okienka pozwalają nam zerkać zza poszczególnych stron na ukryty za nimi świat. Widzimy więc nie tylko siebie, ale i siedzącą za książką mamę, tatę, siostrę, brata, koleżankę, czy kolegę. Tullet wykorzystuje naturalną dziecięcą ciekawość, zapraszając najmłodszych do kreatywnej zabawy. Zabawy, w której może znaleźć się wszystko. Smutek, radość, złość, łzy, a nawet nasz pluszowy miś. A co odbije Wasza "Gra luster"? Kogo zaprosicie do wspólnej lustrzanej zabawy?


Moja 3-letnia siostrzenica, która uwielbia Tulleta, będzie zachwycona, gdy pod choinką znajdzie taki cudny prezent. Jestem pewna, że Wasze dzieci też pokochają twórczość tego uroczego Francuza!     

Autor: Hervé Tullet
Wydawnictwo: Insignis
Format: 210 x 150

A tu jeszcze podgląd na "Książkę z dziurą""

Komentarze

Popularne posty